Zapukała do drzwi nie wiadomo skąd. Nawet nie zapytała, czy może wejść.
Wepchała się w brudnych buciorach. Czy miała po drodze? Na to pytanie też mi
nie odpowiedziała. Rozsiadła się jak kwoka na fotelu, zalewając sobie moją
ulubioną herbatę. W dłoni trzymała kalendarz. Palcem wskazującym pokazała mi
czerwoną kartkę. Jakaś taka dziwna. Czego ona chce? Wstała, poszła dalej. Chyba
czegoś szukała. Idąc, kapryśnie rozwalała książki, kopała w kosz na śmieci. Czy
ktoś mi powie, o co jej chodzi? Zatrzymała się przy ścianie. Bezczelnie i
dosadnie wyrecytowała imiona moich przyjaciół ze zdjęć. Nikogo nie pomyliła.
Skąd tak dobrze ich zna? Z wrednym uśmiechem zakręciła się na jednej nodze. Wymierzyła
kierunek drogi. Ciach! Mój pokój to jej cel. Wyszperała coś w telefonie jak na
przesłuchaniu. Głośno podyktowała dziwne cyfry. Skojarzyłam polski numer do
mamy. Zmieszałam się. Ona podrapała się po głowie i znowu zaczęła coś knuć. Zasiadła
przy biurku, przegrzebała stertę książek. Zaciekawiona włączyła komputer. Czego
ona tam chce? Pokazu zdjęć się jej zachciało. Wycisnęła ze mnie kilka łez
i zapytała, czy może już pójść. Cisza.
Co to jest i w czym się to mierzy? Czy istnieje sposób, by
się tego pozbyć? Ile słów potrzeba, by to opisać? W którym warsztacie można to
zreperować? Ile trzeba zjeść tabliczek czekolady, żeby się tego pozbyć?
W kalendarzu 11 listopada. Dla mnie to 90 dzień w Afryce.
Czas ucieka między palcami. Dziś mocniej podkreśla cząstkę mnie pozostawioną 13
tysięcy kilometrów od Mansy. Przejście do Narnii chociaż na 5 minut - bardzo
poproszę. Ine nikufuluka - ja tęsknię...
I ja tęsknie... :) Wracaj!
OdpowiedzUsuńŚwietne te zdjęcie... No i już widać opaleniznę... :)
OdpowiedzUsuń