wtorek, 12 lutego 2013

Na celowniku


Bycie białą dziewczyną w Afryce nie jest łatwe. Wiąże się z brakiem jakiejkolwiek prywatności, wytykaniem palcami na ulicy, zaczepianiem na każdym kroku z chęcią na rozmowę  lub szybkie wyjście za mąż.
Skąd to zainteresowanie? Bo jesteś biała. Bo masz długie, piękne włosy. Bo miałaś na bilet, żeby tu przyjechać, co oznacza, że w Polsce masz złote góry i śpisz w brylantowych kalesonach. Jeszcze nie wiedzą, jak masz na imię, ale już mają do Ciebie biznes.

Chimese. Najbiedniejsza dzielnica Mansy. Tu mieszkam. Moje ubrania są rozciągnięte o 4 rozmiary wzwyż, w jednym trampku dziura na paluch, w drugim oderwany język. Myślałam, że przez pół roku wtopiłam się już w to towarzystwo. Bzdura.
Każde moje wyjście z domu zauważają wszyscy. Na początku dzieci, później z wielkim wysiłkiem podnoszą głowę dorośli. 3/4 okolicznych mieszkańców zna moje imię. Ci bardziej odważni podbiegają z nadzieją na numer telefonu, albo prośbą o kupienie doładowania dla nich. Ktoś wsadzi nos do torby, czasami nawet do kieszeni. Jestem biała, więc na pewno mam pieniądze. Szybko zapominają, że jestem wolontariuszką. W takich sytuacjach nie pozostaje nic innego, jak kulturalne przywitanie w chi bemba, zapytanie o rodzinę, zasygnalizowanie, że bardzo się spieszę, no i w długą.

Przedostanie się do głównej ulicy, która prowadzi do centrum miasta, to dopiero przedsmak wypadu na miasto. Afrykańska ulica z dziurami na pół metra jest jak rentgen. W kilka sekund ląduje na Tobie wzrok wszystkich przechodniów.
Na Mansowej "krajówce" raptownie wszystkie samochody wrzucają niższy bieg. Nie jest to spowodowane progami zwalniającymi, albo ogromnym korkiem. W uszach brzmi trąbienie klaksonów, jak z korowodu weselnego. Do tego zimny łokieć i prostackie gwizdanie, które dość śmiesznie wygląda w zestawieniu z odpadającym zderzakiem, mocowanym na sznurek. Kulturalni kierowcy zapraszają na podwózkę do centrum. Każdy kandydat jest w stanie zacząć uczyć się polskiego, chodzić do kościoła, no i oczywiście ugotować jakiś lepszy obiad. Jak na Zambijskie warunki dość szykowny pakiet. Nie ważne, że ma 20, 40, czy 73 lata. Szybko zapomina, że w domu czeka żona z piątką dzieci, albo trzy kochanki, które łudzą się, że każda z nich jest tą jedyną. On zapewnia Ci 100% wierność. Jego prawdomówność przyspiesza działanie twojego układ krążeniowego. Gentleman ze słomą w butach . Nie omieszka również wspomnieć, gdzie najszybciej można wyrobić dla niego paszport, co by przypadkiem niepotrzebnie nie zwlekać z wizytą w Polsce.

Pewnego razu, gdy jechałam na rowerze, wszyscy przystawali z niedowierzenia. To Muzungu wie, do czego służy jednoślad i potrafi na nim jeździć?
Jednak to, co najlepsze, wycieczka serwuje na koniec.

Jedyny supermarket w Mansie - Shoprite. Miejsce spotkań całej społeczności miasta. Biała istota wyłania się zza zaparkowanych samochodów. Do dopełnienia spektaklu brakuje tylko fajerwerków.  W okrzykach "hej sweety, hej my sister, hej beauty" przeciskam się przez tłum bezdomnych, brudnych alkoholików, którzy zarabiają na piwo pakując klientom zakupy w torby lub przenosząc je do samochodów .
Bardziej trzeźwi mają odwagę, by podejść, złapać za rękę, zaczarować podchmielonym oddechem, który w mgnieniu oka potrafi zwalić z nóg.

Pewnej soboty dostałam ofertę. Mężczyzna w morowej koszuli oznajmił mi, że skoro rozmawiamy po raz pierwszy, to powinnam mu dać 50 tysięcy kwacha. Na znak prawdziwej, bezinteresownej przyjaźni…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz