sobota, 20 kwietnia 2013

Czekoladowy Anioł

Wpisana jest w historię każdego człowieka. Potrafi być na tyle bezczelna, że przychodzi i narzuca się bez możliwości odmowy. Mam wrażenie, że fruwa w powietrzu. Każdego dnia robi sobie wyliczankę i szuka swoich wybrańców. Tylko w jej mniemaniu są wielkimi szczęśliwcami. Dla jednych jest delikatna, przychodząca z ulgą, a dla innych strasznie męcząca - nawet bolesna. W afrykańskim powietrzu jej stężenie jest zdecydowanie zbyt wielkie. Imponuje jej bieda, brak lekarstw i słaba opieka medyczna. Jest na porządku dzienny i zabiera resztki emocji. Nie lubi nikogo karmić nadzieją. Pani Śmierć.

Rankiem, przez zamknięte drzwi pokoju Agata czytała mi smsa. Treść wiadomości nie dotarła do mnie, nie wywołała na tamtą chwilę żadnych emocji. Jednym uchem wleciało, drugim wyleciało. Nie zrozumiałam.
Poszłam dalej spać.
Po śniadaniu Agata jeszcze raz przytoczyła sms: "Dziecko z Twojej klasy nie żyje".


Spośród 50 imion i nazwisk z listy dziennika klasowego, ciężko mi było odnaleźć w myślach twarz Elizabeth. Nasze maluchy są podobne do siebie, mają oczy jak 5 złotych, piękne uśmiechy, barankowe włosy. Każdego dnia w jednakowych mundurkach. Która to jest?
Odkopane zdjęcie odebrało mi mowę.

Na pogrzeb pojechałam z Agatą i s. Lorreine. Na miejscu czekały na nas nauczycielki naszego przedszkola, rodzina dziewczynki, znajomi i przyjaciele rodziny. Wszystko zaczęło się w domu. Siedzieliśmy w milczeniu na podłodze z wyprostowanymi nogami. Matka z babcią i ciociami przeraźliwie krzyczały, płakały. "Eliza nie!, Eliza wróć!, Eliza, Eliza, Eliza...". Wśród pozostałych panował spokój. Nie było łez na ich twarzach. Przyzwyczajenie.

Po ciało pojechaliśmy do szpitala. Najbliższa rodzina pożegnała się w małym pokoju, a pozostałe 200 osób stało na zewnątrz ze śpiewem na ustach. Potem jeszcze 2 godziny czekaliśmy na spóźnionego ojca. Rodzice nie mieszkają razem. To też jest tutaj normalne.
Wyprowadzenie małej, białej trumny wywołało głośne zamieszanie.
Ruszyliśmy do kościoła oddalanego około 30km od centrum miasta.

Cała ceremonia pogrzebowa odbyła się bez księdza. Każdego dnia umiera zbyt wielu ludzi.
Często pogrzeby w parafiach prowadzą katechiści.


Tuż przed końcem modlitwy, najbliżsi przemawiali do Elizy. Padały bardzo emocjonalnie słowa. Czy to wszystko jest prawdziwe? Czy to tylko scena z fatalnej telenoweli? Miałam mieszane uczucia. Aktorstwo to ich mocna strona. Przecież wiedziałam, że swojej córce do tej pory nie poświęcali za dużo uwagi. Byłam też świadoma, że jej śmierć to w dużej mierze wynik niedopilnowania rodziców, co tu w Zambii jest normą. Może dziecko, to tylko dziecko, ale ja w otwartej trumnie widziałam ślicznego, czekoladowego Aniołka.
Łzy spływały po mojej twarzy.

Ciało pogrzebaliśmy w buszu za kościołem. Mężczyźni usypywali wysoki kopiec, a pozostali wbili w niego kwiaty. Zostawiali również łyżki, miski, kubki, ubrania. W Zambii wierzą, że to, zapewni jej duszy dostatek.
 

Na koniec wszyscy wróciliśmy do domu matki by na krótką chwilę usiąść na ziemi. I zgodnie z tradycją trzeba jeszcze umyć dłonie. Znak zakończenia pogrzebu.


Elizabeth Chama zmarła w czwartek, 18 kwietnia 2013r. w drodze na wakacje. Dziewczynka udusiła się w wyniku anginy i dużych ran gardła. 27 sierpnia miałaby 6 lat.

W mojej pamięci i sercu pozostanie na zawsze jako ta, która z szerokim uśmiechem wymigiwała się od pisania w zeszycie. Zawsze lubiła brać papier toaletowy do łazienki, z którego puszczała latawce na przedszkolnym podwórku.
Moje dziecko, moja uczennica, moje maleństwo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz