piątek, 26 października 2012

W kupie siła


 Od tygodnia trwały wielkie przygotowania. W pocie czoła ciężko pracowałyśmy do ostatniej chwili łącząc to z innymi obowiązkami. Oczekiwany 24 października, jeszcze  piękniej brzmiący Independance Day w końcu nastał.

Kilkaset czekoladek domaga się przekroczenia zielonej bramy.
 Szkolny trawnik zastępuje bankietówkę z Mariotta. Zambijskie kolory to dzisiejsza stylówa.

Miasto wychodzi z wielkim gestem. Całodobowy dostęp do  prądu to czyste szaleństwo. Wielki DJ nie zostaje w tyle. W głośnikach mistrzowie afrykańskiej pop listy. Biodro idzie w ruch.
Czas start!
 Jesteśmy tu dla siebie jak brat i siostra. Czy wiesz to? Jeśli tak - to tańcz! Jednonogi Mathias chwyta mnie za rękę. Prezentujemy jeden z lepszych piruetów. Drewniana kula dodaje nam uroku. Jego uśmiech przysłania mój stres. Afrykańskie "Gwiazdy tańczą na piachu". Lekarstwo na smutki dla Muzungu z Łukowa.  

Zawsze uchachany Ruben ucisza towarzystwo. Wspiera go misiowaty Waren, elegancki Simon, podekscytowany John, damulkowata Christine. Również Leonardo w różowych dzwonach i fioletowej, obcisłej koszulce męskim krokiem wysuwa się na przód, meldując swoją gotowość do modlitwy. Każdy z nich dziękuje za niepodległość, za drugiego człowieka. W oczach małego Richarda dostrzegam łzę przepełnioną patriotyzmem. Założył nawet świąteczne buty. Mały-wielki człowiek staje się moim mistrzem.
Chwila zadumy przydaje się również nam.

Dzieci zasiadają na tirowej plandece. Przecież sofa z Ikei byłaby nie praktyczna dla takiej gromady. Grupa taneczna Majorette wraz z DJ przygotowują się do występu. Kijki do ręki i czas zaprezentować dorobek tygodniowej pracy. Zaciekawiona publiczność nie dostrzega mojej dyskretnej ucieczki do domu.

Na stole w rzekomym salonie oczekuje na mnie kreacja. Spódniczka i bluzeczka z worka po szimie. Coś w stylu dobrze wypranego worka po ziemniakach. Bibuła na rękach ożywia zbroję.
 Razem z moimi chłopakami z grupy Bosco przedstawiamy scenkę walki o niepodległość. Gram czarnego żołnierza. Leonardo zmajstrował mi piękny hełm z liści drzewa, które lubi uderzać swoim owocem w rozgrzane głowy oratoryjnych dzieci. 18 chłopaków i ja. Okazuje się, że czarne może być bardziej czarne. Pasta do butów świetnie pomaga im osiągnąć ten efekt.

Ze śmiechu łzy rozmazują moją farbkową, zambijską flagę na policzku. Armia z dziewczyną w rzeczywistości mogłaby nie przejść egzaminu u dowódcy.
Nagrodą jest nie tylko 48 rocznica niepodległości Zambii. Wszystkie te uśmiechy doceniamy wręczając każdemu dziecku paczkę popcornu, lizaki, słodką tobłę do picia oraz przybory szkolne.

 Rozchodząc się do domu wręczamy maluchom flagę Zambii. Z dumą patrzę jak moje cwaniaki całują znajdującego się na niej orzełka.

Ten patriotyczny dzień sprawił mi tyle radości i wywołał jeszcze więcej tęsknoty za Polską. Teraz to Zambia jest moim domem. Jestem dumna z zaflukanej Fridy, walecznego Rodricka, dobrze opalonej Agaty. Z każdego. Pokazaliśmy, że razem możemy coś więcej.

1 komentarz:

  1. Super zdjęcia - zwłaszcza pierwsze ma swój niezwykły klimat. No i miło się czyta twoje newsy. Oby częściej :)

    OdpowiedzUsuń