sobota, 22 września 2012

Bądź jak Papa Smerf


Pokój Nauczycielski. Strefa od zawsze zakazana. Kiedy trzeba było tam pójść, nigdy chętnych nie było. Miejsce dla zawsze wymagających, surowych, a czasem zaspanych pedagogów. Dobrze skrojony garnitur lub piękna garsonka ozdobiona sztuczną biżuterią od chińczyków. Najlepsze perfumy zawsze mieli wuefiści.
Przy tablicy wszystko przychodziło do głowy tylko nie poprawna odpowiedź. Pamiętna geografia w liceum - kiedy Sor o coś zapytał, życie przed oczami śmignęło. Notesik w jego ręku oznaczał jedno. Bach! Drzwi zamknięte - "wyciągamy karteczki". Człowiek nie wiedział czy ma uciekać, chować się, a może rozpłakać.
 Kiedy napotkało się  nauczyciela na zakupach w Biedronce między papierem toaletowym, a mrożonkami, to znak, że trzeba szybko uciekać na dział z konserwami. Nie daj Boże jeszcze by coś mamie powiedział. Jednak i te groźne schematy szybko się kruszyły. Kiedy nad Rossmanem w  łukowskim ciuchlandzie wszyscy stają się braćmi. Tu spotykasz cała elitę miasta, szczególnie w dniu dostawy. Nawet tych wrednych nauczycieli, którzy na poprzedniej lekcji zabrali Ci ostatnią "enkę".  Miejsce, gdzie  każdy chętnie doradza, pomaga w niełatwym wyborze. Zawsze trzeba było powiedzieć dobre słowo, podkreślić doskonałość towaru. Nie ważne, że Ty byś tego w życiu nie kupił. Ważne, że na następnej lekcji nie będziesz pytany.
Dziś sytuacja się odwraca. Przekraczamy zakazane progi dla rozwydrzonych dzieciaków. Wszyscy pięknie ubrani, szanowani, rozpoznawani. Obrady okrągłego stołu czas zacząć. Jedna osoba mówi - reszta słucha. Cóż za wysoka kultura i szacunek. Jak dla mnie nieco sztywny początek. Gdzie ich uśmiech? Drzemiąca w nich radość z pracy z dziećmi?
 Człowiek ledwo skończył studia i znowu musi znosić nudne pogawędki. Już myślę, jak ich rozruszać.
Po tym cudownym wstępie dowiadujemy się, że 14 września wyruszamy razem na czterodniowe szkolenie do Kasamy w duchu salezjańskim. Ze skwaszoną miną wracamy do domu. Zapewne będzie tak ciekawie, jak to na wykładach bywa. Najgorsze, że na te czas będziemy musiały zostawić swoje dzieciaki. Mamo ratuj!

Słońce wstaje, my razem z nim. O godzinie 6:00 miał być wyjazd. Wyglądam za okno - nikogo nie ma. Koło 7:00 pojawiają się pierwsi zainteresowani. Przywykłyśmy do tego, że punktualność to abstrakcja i nie ma co się spieszyć. Zanim gdziekolwiek wyjedziesz, musisz wypić 2 kawy, zjeść kawałek chleba, sprawdzić czy kapusta w ogródku równo rośnie, poplotkować o jeszcze nieobecnych, ale nie spóźnionych znajomych. Normalność. Afryka rządzi się swoimi prawami.

Na zegarku 9:43. Ruszamy. 400 km drogi przez busz. Dziury gwarantują efekt piłeczki kauczukowej. Nie minęło 5 minut, w radiu słychać afrykańskie hity przeplatane Rihanną. Przecieramy oczy i nie dowierzamy. Czy oby to Ci sami sztywniacy?
Panie w dresach z gazetą sportową w ręku. Nogi same rwą się do tańca, wszyscy śpiewają. Kierowca przyspiesza. W buzi miętosi wiśniowego lizaka o nazwie Pin Pon. Rarytas.
Na miejscu czeka na nas armia stu pedagogów z całej Zambii. Wszyscy spragnieni wymiany doświadczeń. Na czas tego spotkania staliśmy się dziećmi. Każdy wykład, pogawędki i prezentacje rozpoczynaliśmy piosenką albo zabawą. Chyba nikt z nas nie wiedział, jak bardzo tego potrzebował. Na co dzień człowiek nie ma czasu. Praca - dom, dom - praca. Dlatego na koniec wszystkiego wybraliśmy się na Chishimba Falls. Afrykański obiad przy wodospadzie, roześmiane pyszczki i zachód słońca. Coś pięknego.
Podsumowanie tego szkolenia przebiegło w bardzo europejski sposób. Wraz z Agatą przygotowałyśmy przedstawienie. Ubaw po pachy i śmiejące się zakonnice w pierwszym rzędzie. Nie wspomnę o siedzących na widowni Zambijczykach, machających ze śmiechu nogami jak przewrócony na plecach karaluch. Od tego momentu przybrałam imię głównej postaci pokazu. Wszyscy wołają na mnie Chilufya (czyt. Cilufja).

Czy pedagog i nauczyciel idą ze sobą w parze?
Przekazywać wiedzę, a zrozumieć dziecko i dobrze je wychować to nie to samo. Częstym problemem staję się traktowanie dziecka przedmiotowo. Dziecko przychodzi na lekcje, ma przyswoić wiedzę i siedzieć cicho. Na następnej lekcji wszystko zapewne zostanie sprawdzone. Problem jest ponadczasowy i wszędzie aktualny w mniejszym lub większym stopniu.


Chcesz pracować z dziećmi?

 Na nowo sam stań się dzieckiem. Spraw by miało w Tobie oparcie i autorytet. Niech stanie się przy Tobie radosne. Niech w Tobie znajdzie zaufanie i oparcie.

Każdy dzień to wyzwanie. Zastanawiam się nad sobą. Czy na pewno zawsze daję z siebie 100%. Bywają dni, że na starcie szybko się poddaję. Bezczelne zmęczenie i lenistwo wkrada się do mojej codzienności. Beti gdzie jesteś? Największa beznadziejność jaka spotyka mnie na misjach - Europejskie myślenie. To ono powoduje dziś, że czuję się jak...miś polarny na pustyni.

Miesiąc Afryki za Nami. Krótko, długo - jak kto woli. Na pewno jest wiele nowych rzeczy do przepracowania. Poznania siebie na nowo. Swoich wad i zalet. Jak dobrze, że nie jestem tu sama. Dziękuję za Agatę.
 http://www.youtube.com/watch?v=5UoNSsWQ_s4&feature=youtu.be

2 komentarze:

  1. Beti :* Jan Bosko powiedział, że ..."Odpoczniemy w niebie." ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Mój ulubiony cytat z Bosko:)
    Pozdrawiam xsb

    OdpowiedzUsuń