Kiedy zapytałabym o Wasze dzieciństwo o czym byście
pomyśleli? Jakie wspomnienia powróciłyby? Których znajomych głos próbowalibyście
usłyszeć? Ile słów opisałoby ten okres? Czy pojawiłby się uśmiech niczym
dorodny, afrykański banan? Może łzy tęsknoty za beztroską?
Ja pamiętam jak dziś te liczne bazy z koców w moim pokoju. Zaczepialiśmy je o ławę i fotele. Wzmacnialiśmy wszystko zakurzonymi książkami. Zwycięstwo gwarantowała jedyna encyklopedia w domu, która spełniała wszystkie funkcje oprócz tej najważniejszej - edukacyjnej. Metrowe kaktusy służyły za mur oddzielający terytoria. Nawet teraz w myślach odtwarzam ten moment, kiedy wszystko wali się na głowę z krzykiem "łaaaaa ratunku, atakują!". Te zwycięstwa i przegrane. Oczywiście nie brakowało płaczu i skarżenia do mamy, że bracia oszukują.
To rozmyślanie przyczyniło się odszukania pamiątek z
dzieciństwa na moim ciele. Odsłaniam blizny na rękach i nogach. Wspominam
początki gry w piłkę nożną z chłopakami. To były naprawdę piękne chwile. Cała
rodzina zawsze wiernie mi kibicowała. Najpiękniejsze były te bramki, które
zostały strzelone licznym niedowiarkom. Ten się śmieje kto się śmieje ostatni.
Teraz wszystko wraca w teorii i praktyce. Afrykańczycy pozwalają na replay tego czasu. Nie pozostaję bierna, kiedy piłka rozgrzewa się do gry.
Przypominam sobie smaki z dzieciństwa. Lody "Apacz" za 60 groszy i "Ptyś" do picia w szklanej butelce o smaku pomarańczowym. Jak dobrze pamiętam 1.70zł kosztował. Rozkoszą dla podniebienia była również kanapka ze śmietaną i cukrem. Chyba się rozmarzyłam.
Teraz wszystko wraca w teorii i praktyce. Afrykańczycy pozwalają na replay tego czasu. Nie pozostaję bierna, kiedy piłka rozgrzewa się do gry.
Przypominam sobie smaki z dzieciństwa. Lody "Apacz" za 60 groszy i "Ptyś" do picia w szklanej butelce o smaku pomarańczowym. Jak dobrze pamiętam 1.70zł kosztował. Rozkoszą dla podniebienia była również kanapka ze śmietaną i cukrem. Chyba się rozmarzyłam.
Tymczasem wycisz się. Wracamy do gorącej, piaszczystej Zambii. Myślami przenieś się 13 tys. kilometrów od domu. Stań boso, nie myty od kilku dni. Załóż podarte, za małe co najmniej o 4 rozmiary ubrania. Poczuj muchy i inne robactwa chodzące po Tobie. Palcem narysuj na swoich nogach rany nie gojące się od kilku tygodni. Poczuj ich zapach. Coś na skalę zapomnianego udka z kurczaka leżącego od 2 tygodni na studenckim parapecie. Przestrasz się ryzykiem złapania malarii, HIV. Wijącego robaczka, który chętnie pod Twoją skórą zostawi jajeczka do czasu wyklucia się kolejnych przedstawicieli gatunku.
A może ciut wyższy level? Stajesz się ojcem lub matką 8-letniego Murzyniątka. Chwytasz nogę z rozpadającego się stołu i bijesz je, bo przyszło i powiedziało, że jest głodne. Mówi, że chce się przytulić, a Ty wyganiasz je na żebranie. Dowiadujesz się, że przeszkadzało na lekcji. Niezwłocznie doprowadzasz dziecko do kilkudniowego zamknięcia się w sobie. Zrobiłeś sobie z niego dywan do trzepania. Jak pupa puchnie krzywo - poprawiasz.
Gdzie ono pójdzie? Kto przytuli i wysłucha niekończącego się koszmaru? Pochucha na obitą rączkę?
http://www.youtube.com/watch?v=bMCszgOnXYk
Cel to Salezjańskie oratorium, które pęka w szwach od
łobuziaków. Prężnie działa dzięki obecności tutejszych dojrzałych animatorów,
którzy często sami się tu wychowali. Chcą burzyć niepoprawne schematy. Przecież
rodzice nie byli godnym autorytetem. Ktoś musi ich zastąpić.
Jesteśmy też my - wolontariuszki. Co rok ktoś inny. Zadanie to samo. Dzięki licznym darczyńcom z Polski mamy nadzieję na polepszenie warunków do nauki tutejszych
Jesteśmy też my - wolontariuszki. Co rok ktoś inny. Zadanie to samo. Dzięki licznym darczyńcom z Polski mamy nadzieję na polepszenie warunków do nauki tutejszych
maluchów. Mamy nadzieję na zbudowanie każdego innego
dzieciństwa, tylko nie tego, które mają obecnie. Dla jednych to miejsce, w
którym poczują co to miłość, przyjaźń, troska. Dla innych coś na miarę domu i
rodziny. Tu mogą się też napić czystej wody. Teraz rozumiemy krany z wodą
rysowane przez dzieci.
Czasami nie rozumiem pewnych rzeczy i zastanawiam się, po co tu jestem. Wtedy ogarnia mnie bezradność. Jak się okazuje - tylko na chwilę. Biegnące w moją stronę uśmiechnięte dziecko z wykrzyczanym "Mulisiani" (jak się masz) potrafi zburzyć to w sekundę. Doprawi to wszystko mocnym przytulasem. Wraca sens. Jak piłeczka w psim pysku rzucona podczas zabawy. Po twarzy spływają łzy ciężkie do opisania.
Adopcja na odległość
i nasza obecność to jedyna nadzieją. Dziś na pewno wiem jedno- ktoś musi nas
kiedyś zastąpić.
W naszej szkole i przedszkolu są rożne dzieci. Śmietanka towarzyska z miasta przeplatana oratorium. Jednak Święty Janek Bosko wiernie opiekuje się każdym. Wszystkie Czekoladki mają jednakowe mundurki. Adopcja na odległość umożliwia edukację tym najbardziej biednym i potrzebującym. Polska solidnie macza w tym swoje rączki :). Wisząca flaga Polski na mojej afrykańskiej ścianie ożywia się razem ze mną.
Najpiękniejsze jest w tym wszystkim chodzące na jednej nodze
dziecko o imieniu Mathias. To 9-letni chłopiec, którego jakiś czas temu
spotkało nieszczęście. Podczas pracy z rodzicami w buszu ugryzł go wąż.
Zakażenie wdało się tak bardzo, że konieczna była amputacja. Moja pierwsza myśl
- tragedia. Druga - dyskretna rozmowa.
Kiedy pytam Mathiasa co słychać, energicznie z uśmiechem odpowiada "błino!"(dobrze). 100cm nietuzinkowości. Poznajemy się pod szkolną ubikacją. Cztery stojące 3-metrowe prostokąty z czerwonej cegły, które ozdabia wysokie drzewo mango. Średniowieczna wersja niebieskiego toi toia spod Pałacu Kultury w Warszawie. Przyjazna rozmowa nauczycielki z uczniem. Mathias podkreśla, że jest szczęśliwy. Okazuje wdzięczność za wsparcie ze strony adopcji. Roześmiany biega po szkolnym terenie o jednej kuli.
Kiedy pytam Mathiasa co słychać, energicznie z uśmiechem odpowiada "błino!"(dobrze). 100cm nietuzinkowości. Poznajemy się pod szkolną ubikacją. Cztery stojące 3-metrowe prostokąty z czerwonej cegły, które ozdabia wysokie drzewo mango. Średniowieczna wersja niebieskiego toi toia spod Pałacu Kultury w Warszawie. Przyjazna rozmowa nauczycielki z uczniem. Mathias podkreśla, że jest szczęśliwy. Okazuje wdzięczność za wsparcie ze strony adopcji. Roześmiany biega po szkolnym terenie o jednej kuli.
Przychodzi czas oratorium. Siadam na kamieniu po turecku i
przyglądam się, jak gra w piłkę. Nie potrzebuje korków, ochraniaczy. Kica z jedną,
drewniana kulą, jak zając na łące. Wcale nie jest gorszy. Kiedy upada - śmieje
się i wstaje grać dalej. Przecież w akcji pod bramką przeciwnika nie może go
zabraknąć. Siedzę dalej na kamieniu, jak na wiernego kibica przystało. Nie mogę
się napatrzeć na prawdziwą, chodzącą na jednej nodze radość.
Zamykam oczy i myślę, co we mnie potrafiło wywołać taką
prawdziwą, bezgraniczną radość, zanim przyjechałam do Mansy.
Hej Siostra! Mocno za Ciebie trzymam kciuki i codziennie pamiętam o Tobie w modlitwach! Nawet nie będę próbował wyrazić słowami podziwu jakim Cię darzę, bo pomimo mojej erudycji (:P) nie wyraziły by tego nawet setki tysięcy słów! Jest taka piosenka Miko Jacksona, którą od zawsze uwielbiałem i dalej takim uczuciem ją darzę:
OdpowiedzUsuńhttp://www.youtube.com/watch?v=BWf-eARnf6U&feature=player_embedded#!
i to Ty jesteś tą, która stara się uleczyć ten świat! Gdybym ja i każdy spośród naszych wspólnych znajomych i znajomych znajomych miał chociaż ułamek Twojej odwagi w chęci zrobienia czegoś dobrego trąciłoby to niemalże o utopię!:]
Jestem dumny, że Cię znam! HA! :]