piątek, 31 sierpnia 2012

Właśnie w czwartek


Być może wyda się to lekko dziwne ale na samym początku muszę zacząć od końca. W Mansie o godzinie 18 panuje już czarna noc. Co lepsze - wiem też dlaczego Afrykańczycy nie mają czarnych zębów. W sumie to wielki plus, który właśnie odkrywam. Czasami ktoś z tutejszych zaczepi mnie po zachodzie słońca. Miewam wtedy problemy z lokalizacją, gdzie ta czekoladowa persona się znajduje. Idealnie wtapia się w tło :). Chwała Ci Panie, że stworzyłeś białe zęby, które odbijają blask księżyca - nawet te nie myte od tygodnia. Bardzo ułatwiają w ludzkim podejściu do rozmówcy. Brak prądu staje się naszą codziennością. Kalkulacja zapotrzebowania mieszkańców na energię bawi nas każdego wieczora. Wtedy wyjmujemy niezastąpione, znane chyba już od wieków - świeczki. To też wymarzony czas dla Kasi i Agniesi.

 "Kim jest Kasia i Agniesia?".

Chwila chwila. Wszystkie panie mogą usiąść wysoko na szafie, a panowie udać wielkich twardzieli. Gotowi wszyscy? Otóż to dwie piękne - lekko różowe jaszczurki. Kasia posiada już stały meldunek. Co będzie z jej towarzyszką? Jeszcze do końca nie zostało ustalone. Zjadają nam wszystkie komary i pająki. Staramy się bardzo o nie dbać, a szczególnie o ich lekkostrawną dietę. Z tej okazji grubaśne karaluchy z lodówki zabijamy same.


Godzina 6:00. Niemiłosierny budzik każe wstać. Jaszczurki chętnie umilają nam pobudkę. Dziś Kasia przywitała Agatę szczerym uśmiechem prosto z pożółkłej firanki. Pyszczkowe obroty w szykowaniu zwiększyły się razy 3. W kościele byłyśmy pierwsze przed ślepym organistą.

Po zakończonej Mszy zazwyczaj udajemy się do ogródka wielkości jednego miejsca parkingowego pod Tesco. Jak widać nasze dwa bananowce nie są wymagające. Dziennie cztery wiadra wody, kilka ciepłych słów i już widać wiszące kokony z bananami. 

Tym miłym akcentem rozpoczynamy śniadanie, przy którym planujemy dzień. Przygotowanie zajęć do oratorium dla trzech grup w różnym wieku kończy się ogromnym pierdziulnikiem w całym mieszkaniu. Wtedy dla rozrywki bierzemy się za pranie na kamieniu. To czas naszych największych rozmyśleń. Myślami wracamy do Polski i bliskich nam osób. Jednak to wszystko niebawem ograniczy się do weekendów. 3 września rozpoczynamy pracę w przedszkolu.
Na zegarze wybija 14.00. Przeciskamy się przez wąską, blaszaną, zieloną bramę. Za każdym razem coraz trudniej przez nią przejść. Zapewne to efekt tutejszego jedzenie, które jest specyficznie doprawiane :). Wiszą na nas siatki z piłkami oraz zabawkami. W rękach niesiemy baniaki z wodą i apteczki. Droga z domu na teren oratorium jest bardzo krótka. Jednak to wystarczający dystans by dzieci zabrały nam wszystko i kilka razy się pobiły.
Przez najbliższą godzinę mamy free play. Wszystkie chwyty dozwolone.

 Football.

Pierwszym razem nikt nie chciał Białej w drużynie. Przecież kobieta jest od kibicowania, piszczenia i wzdychania za najlepszym bosonogim piłkarzem. Dlatego też starałam się nie narzucać. Jednak Agatka znowu pokazała jak bardzo o mnie dba. Zrobiła mi taką reklamę, że nie pozostało nic innego jak tylko wyjść na piaszczysto - kamienistą murawę i pokazać się z jak najlepszej strony.
 Po emocjonującym meczu i kilku bramkach mogę czuć się tu jak Błaszczykowski na Euro. Teraz wszyscy chcą mnie w swojej drużynie.
Drugą część czasu aż do godziny 17.00 poświęcamy na naukę. Duży nacisk dajemy na język angielski. W miarę obecności prądu w gniazdkach zabieramy dzieci do Multikina. Sala około 25 metrów kwadratowych, telewizor i kilka desek do siedzenia zbitych na kształt ławek. Reksio i w takich warunkach jest w stanie zrobić wrażenie na setce dzieci :).
Wszystko rozpoczynamy i kończymy modlitwą w języku Cibemba, którą prowadzi jeden chętny z naszych podopiecznych.
Dzieci biegną do swoich rodzin, a my na resztkę ciepłej wody. Taki to jeden dzień z życia  polskiego wolontariusza w Afryce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz