piątek, 17 sierpnia 2012

13 tysiecy kilometrów


Warszawskie lotnisko przepełnione łzami .
 
14 sierpnia 2012 godzina 6:05.
Wyruszyliśmy niczym z procy.
Czworo Muzungu w drodze na zambijską ziemię. To czas by opuścić kraj. Zostawić wszystko i wszystkich. Po prostu zaufać. Z czystym kontem chcemy rozpocząć misje w Zambii -dokładnie w Mansie i Lufubu.
Ku uciesze serc naszych nic nie dzieje się bez przyczyny. Napotkamy na holenderskim lotnisku czarnoskóry Salezjanin z Zimbabwe przywitał nas w samo południe polskim zwrotem "dobry wieczór". Śmiechy, chichy ale jak widać swój na swego zawsze trafi. I w ten oto sposób nawiązała się pierwsza afrykańska znajomości, dzięki której dotarliśmy do Lusaki oraz na nocleg.


















Na miejscu opiekował się nami ksiądz Jerzy z Lufubu. Zacna persona o stalowych nerwach wobec nieco jeszcze rozwydrzonych wolontariuszy z Polski. Szybki sen z pierwszą jaszczurka pod poduszką. Zwrot "karaluchy pod poduchy" nabiera tu innego znaczenia. No i wreszcie przyszedł czas " wyjścia na miasto". Zapoznanie z afrykańska kulturą, nowym stylem ubierania i... wszystkim nowym. Tutaj świat jest inny. Szczególne zmiany odczuwają nasze kubki smakowe. Jedyne 24h w stolicy Zambii, a wrażeń co niemiara.
Wyruszyliśmy na placówkę mamy Carol- świeckiej misjonarki. To zaprzyjaźniona amerykanka, która od 10 lat prowadzi dom dla dzieci ulicy. Właśnie tu nasza koleżanka Ania Tomaszewska wczuwa się w rolę matki, siostry, przyjaciółki, lekarza, farmerki, zwykłego przeciętniaka ze streetu. Wychodzi na przeciw zaćpanym, brudnym, błądzącym młodym ludziom, którzy są wykorzystywani przez własne rodziny i los. W tym domu chcą na nowo obudzić w nich ludzkość poprzez nowe wychowanie, prace na farmie i  edukacje. 22latka z Konina jest w swoim żywiole. Otwartość to jej drugie imię.


















Ania nie byłaby sobą gdyby nie zabrała nas na... bazar. Mistrzyni ciętej riposty jak na Muzungu przystało, uczyła nas targowania. W Afryce kiedy widzą Białego cena jest podwajana. Uwielbiają dramę dlatego rozwinięte umiejętności aktorskie okazują się tu bezcenne. Co lepsze - jeszcze bardziej podoba im się kiedy słyszą z naszych ust " How much?! . ..No. This is Muzungu price". Być może po powrocie ktoś w "ROMIE" to doceni :). Dzień zleciał w mgnieniu oka.
Długo oczekiwany wyjazdu na nasze placówki w końcu nastał. Urozmaicaliśmy 800km samochodowej podróży jak się tylko dawało. Gra w rzeczowniki po angielsku, wspominanie rocznych przygotowań misyjnych, a szczególnie sjesta w środku sawanny przyczyniły się do zawiązania lepszej relacji między nami. Nie wiadomo kiedy... zakręt - Welcome to Mansa. Wraz z Agatą wyskakujemy z naszego samochodu by odnaleźć siostrę Zofię. To właśnie ona przygarnie nas pod swoje skrzydła. Salezjanka o złotym sercu. Strasznie przypomina mi moją babcie. Krzysiak z Iloną podążają 200km dalej. Ich cel to Lufubu.
 Co przeżyjemy? Co zobaczymy? Co damy tym dzieciom? Jak sami się zmienimy? Czas pokaże. Rok afrykańskiej pracy w duchu św. Janka Bosko na pewno zapewni nam wiele ciekawych przygód. Bo tak jak śpiewa Becia Kozidrak " Może właśnie tego chce od Ciebie Bóg abyś szukał dla Niego ciągle nowych dróg".



5 komentarzy:

  1. Pisz Beti pisz. Będziemy czytać:)
    Twoja Krówka;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Urzekło mnie zdjęcie z szalikiem :) Pozdrawiam(L)

    OdpowiedzUsuń
  3. Toyota rządzi! :D
    dodaje do ulubionych stronę - i będę śledzić :)
    żelka

    OdpowiedzUsuń
  4. Beataaaaa!!!!
    kuPki to można robić w toj-toju ;p
    te smakowe to kuBki ! ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. Pozdrowienia z Gdańska:D
    Tak jak żela dodaje stronę do ulubionych:)
    Jak będziecie mieli za dużo ładnej pogody to podeślij na żabianke
    Geno;P

    OdpowiedzUsuń