środa, 22 sierpnia 2012

Nice to meet you AIDS



" Jestem Lameck i mam 15 lat. Mój tata nie żyje, a mama leży w szpitalu w Lusace. Moje rodzeństwo to czterech braci i dwie siostry. Jednak nie wiemy co będzie dalej. Dziś nic nie jadłem - nie mamy pieniędzy. Możesz tak szybko pojechać ze mną do mamy? Dzwoniła jakiś czas temu, chciała nas zobaczyć... "

                                                                         * * *


" Beti, zobacz! ". Agata ze skwaszoną miną pokazuje na małego Chibwe. Na początku muszę go zidentyfikować gdyż wszystkie dzieci wydają się takie same. Dla 100% pewności pytam " Isina"? ( imię). Tak to Chibwe. To szczerbaty chuderlak sięgający mi zaledwie do pasa z dość dużą głową. Siada na kamieniu i wyciąga przed siebie nogę. Zarzuca uśmiech w moją stronę. Jego paznokieć i palec u stopy już nie stanowią jednej części ciała. Spoglądam na Agatę później na chłopca. Zastanawiam się czy oby na pewno jej nic nie dolega bo mały jest bardzo zadowolony i opala zęby. Ciekawe  kiedy ja orła wywinę i zemdleje. Moja towarzyszka
zrywa się na równe nogi. Leci do domu po apteczkę. Wyłonić się spośród pięćdziesiątki dzieci to dopiero wyczyn. Tym bardziej, że każdy jest do nas przyklejony jak przeżuta guma Orbit do szkolnej ławki w sali od historii. Pani audiofonolog wraz z surdopedagog wczuwają się w rolę pielęgniarki. Opatrzone murzyniątko leci dalej grać w piłkę. Pierwsze koty za płoty. Mija 5 minut. Na horyzoncie nie pojawia się żaden ranny więc dołączamy do zespołów by trochę polatać za piłką. Gdybym nigdy nie pracowała z dzieci zapewne łudziłabym się, że same wzory są w tej Afryce.
 Zdyszana proponuję zmianę w drużynie by nieco odpocząć. Siadam pod drzewem najbardziej ochlaple jak tylko potrafię. " Bijata! Agiata! ". Odwracam się. Witamy na ostrym dyżurze. Diagnoza ledwo postawiona a ja już lecę po leki z wyższej półki. Nie zastanawiam się nad ryzykiem, które mi grozi. Ratuję jak swoje. Wracam jeszcze szybciej. Rękawiczki, gazy, coś na odkażenie. Wszy przeplatane robakami, chorobami skóry, krwii- Bóg wie czym jeszcze.  Dziecko ulicy nie pokazuję bólu. Sensacja, ktoś rozciął głowę aż do kości. Ograniczamy się jednak do antybiotyku i solidnego opatrunku. Przemywam chłopcu twarz. Sprawdzam co kryję sie pod przypudrowaną kurzem grubą warstwą brudu. Słodko trzepocące rzęsy i oczy jak 5 złotych. Jutro zobaczymy jak się goi.
Gdzie jesteście wszystkie lęki dzieciństwa przed igłą, szczepionkami, pobieraniem krwi? Na marne w odpowiedzi próbujemy ustalić skalę bólu afrykańskiego dziecka. 

2 komentarze:

  1. Pomagać trzeba mądrze. Zwłaszcza przy krwi. Pamiętajcie, że co 6 osoba w Zambii jest zarażona HiV. Pogadajcie troszkę z s. Zofią i innymi na miejscu, bo oni się pewnie lepiej znają niż my tu. Ale szkoda by było jakbyście wracały z Afryki z niespodzianką... Roztropność to jeden z darów Ducha św.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pamiętamy Księże - dziękujemy za każde wsparcie :)

    Beti :)

    OdpowiedzUsuń