środa, 2 stycznia 2013

Na ubogim wypasie


Oratorium. Stęsknione dzieciaki biegną z drugiego końca placu, zwanym na co dzień boiskiem do piłki nożnej. Moje "naturalnie" wychudzone Murzyniątka w okresie świątecznym wyglądają nieco mizerniej. Wnioskuję, że "Wigilia" była skromniejsza niż przypuszczałam.
Nieobecność w Mansie zmusiła mnie do nadrobienia informacji ze świata plotkarskiego naszego podwórka. To, co udało mi się zarejestrować spośród natłoku wiadomości:
15-letni Cisenga, uśmiechnięty od ucha do ucha przyjął chrzest.
Przejęty Gift, poinformował o nieobecności Harisona, który wyjechał do rodziny w Kitwe. Nie wiadomo kiedy wróci.
Spragniony przytulania Rysiek, przybiegł z siatką mango.
Natomiast rozwydrzona Frida jak zawsze chciała ugryźć moje paznokcie.
Christopher, wbijając mi palucha w pępek, ze łzami wyszlochał, że tęsknił.
Ostatni, który cierpliwie czekał, to 13-letni Asse. Rzucając mi się w ramiona wykrzyczał tylko "Beeeeeeeeeeeeeeeeeti". Nareszcie miałam możliwość powiedzieć komuś, że każdego dnia, tęskniąc, myślałam o nich.
Ośmioliterowy wyraz "tęsknota" tego dnia wcale nie stał się oklepanym. Kipiał szczerością i prawdziwością.
Wraz z Agatą postanowiłyśmy sprawić dzieciom niespodziankę zwaną "Mikołajem". Każde dziecko dostało bluzkę, spodnie, albo sukienkę. Miło było patrzeć na dzieci, cieszące się z ubrań, które leżały nieużywane na dole polskich szaf. Uśmiechnięte buziole osłodziłyśmy lizakami.
Urwisy, myśląc, że to już koniec niespodzianek w tym roku, nie wiedziały, że na Sylwestra zasypiemy je znowu Europą.
Zaczęliśmy normalnie. Podczas grania z chłopakami w piłkę zasygnalizowałam Agacie, że wymykam się do domu. Wraz z Patrykiem przejęli rolę trenerów. Dość szybko zjawiłam się z powrotem. Murzyniątka na moją komendę ustawiły się w jeden rząd. Widziały, że mam coś kolorowego, ale nie do końca wiedziały, co to jest. Czoła marszczyły się, a wzrok otwierał reklamówkę, którą trzymałam. Nieprzekonane dłonie przyjmowały słodycz.
 Agata podbiegła mówiąc: "Daj jedną, bo oni nigdy tego nie jedli!". Wzięła w rękę jednego i poszła instruować dzieci, co zrobić z tym zielonym glutem. Łukowskie żelki! Zawitałyście w brzuchach naszych czekoladek po raz pierwszy w ich życiu. Haribo, dzięki za tę dawkę kalorii. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz