poniedziałek, 21 stycznia 2013

Narrator melduje


Zambijski pokój? Te cztery ściany nigdy nim nie były. Wchodząc tu, można poczuć się jak pokemon wskakujący do pokeball'a. Inny świat zwany królestwem wyjątkowości, radości i wspomnień. Miejsce kodowania nowych wydarzeń. Wydrukowane plany zajęć szkolnych i oratoryjnych przeplatane są zdjęciami przyjaciół, które uśmiechają się każdego dnia i mówią
"Przybij piątkę na dzień dobry". Ich instrukcja obsługi zawiera również informacje o wyciskaniu niespodziewanych łez. Gwarancja jakości oczywiście 100%.
Centralne miejsca zarezerwowane na specjalne rysunki od Murzyniątek. Beztroska kreska dziecięcej wyobraźni chwyci każde serce. To wszystko nad wysuniętą szufladą przepełnioną bezcennymi, rzekomo staroświeckimi listami. Tylko ona jedna wie, ile razy do nich się zagląda. Najbardziej wyjątkowe nigdy tam nie powracają. Stale leżą na biurku, gotowe do natychmiastowego użycia.
Całkiem ekskluzywne łóżko, jak na afrykańskie warunki, odgrywa rolę biura obrad neuronów Beaty Ryszkowskiej. Ledwo przymknie oko, a one już wymyślają, rywalizują, prowadzą zażarte dyskusje. Najlepsze efekty ich pracy można zauważyć wieczorową porą, kiedy prąd oznajmia swoje L4. Dobre miejsce i czas, by zebrać się w jedną całość. Rutyny nikt tu nie serwuje. Niespodziewany blask słońca wkrada się przez zasłonki jej okna. Brązowooka dziewczyna sama nie wie, co przyniesie nowy dzień. Każdego ranka opuszcza pokój pewnym krokiem.

Szkoła. Upalny czwartek. Zanim dotrze do swojego miejsca pracy, wita dzieci z podstawówki. Uśmiechnięci uczniowie życzą jej dobrego dnia, podając dłoń. Tego nie da się kupić, zaplanować. Ona widzi ich prawdziwość, więc krok jest bardziej zdecydowany. Na ostatnią chwilę macha do plotkującego nauczyciela, który zaniedbuje punktualność rozpoczęcia lekcji. Beti idzie dalej. Po drodze, z ramion rodzica odbiera zapłakanego przedszkolaka.

Welcome to Laura Vicuna Pre - School.
50-cio osobowa klasa kandydatów na przyszłych pierwszoklasistów dosypia ostatnich kilka minut na plastikowych stolikach. Elita Mansy może sobie na to pozwolić. Zaśliniony rękaw granatowego swetra i lekko zapocona twarz Davida Kapyi odzwierciedla twardy sen. Przy biurku siedzi nauczycielka Priscilla. Szybkość i brak chęci do pracy zmuszają do nazwania jej Śpiącą Królewną. Dobry start zależy nie od papierosa, nie od filiżanki czarnej kawy lecz od upiększenia swojej twarz tanim pudrem wybielającym. Biały kolor skóry to marzenie każdej Afrykanki. Jeszcze tylko podłączy telefon do gniazdka i jest gotowa iść sprawdzić, co słychać u innych koleżanek po fachu. Nie zawstydza jej 8.00 na zegarku.  Beti bez problemu przejmuje pałeczkę. Siada po turecku wśród nie drzemiących maluchów. Tak jak oni na nowo staje się dzieckiem i buduje z klocków. Pierwszy chętny do skorzystania z toalety, wyznacza przerwę.
Opóźniona Priscilla dołącza na koniec kolejki. Chyba sobie przypomniała, że jest w pracy.

Dziewczyna Unii Europejskiej nazywa Afrykańską Edukację "again". Uczenie na pamięć pozbawia logicznego myślenia już na starcie. Jednak to nie tłamsi w niej chęci do pracy. Przyjmuje, ale nie akceptuje. Jej ręce narażone są na ciągłe obserwacje. Czasem usłyszy kilka niemiłych słów. Zazdrość jest częstym powodem problemów. Po co łatwo, jak można utrudnić? Jak się okazuje, jej leworęczność stała się podstawowym zagrożeniem. W Zambii tylko praworęczni są dobrymi nauczycielami. Afrykańskie teorie zaskakują swoimi płytkimi ograniczeniami. Niepojęta tradycja bicia dzieci do dziś nie została przez nią zaakceptowana. Serce jej pęka gdy Śpiąca Królewna uczy całą klasę wyśmiewania się z chłopca, który zasikał spodnie. To nic, że wcześniej groziła mu kijem, a efekt już znamy. Godzinna przerwa na świeżym powietrzu wywiewa niepoprawne zachowania pedagogiczne z białej głowy pełnej loków.


Dom. Chwila odpoczynku z kubkiem gorącej kawy. Moment wyrzucenia z siebie retorycznych pytań: dlaczego tak? po co? W Polsce w nią wierzą, a w Afryce często jest gaszona na starcie. Jednak dawka tak chorych zachowań nie może przykryć motywacji bycia w Mansie. Do końca trwa w swych zamiarach, choćby dla uśmiechu jednego dziecka.



Czas Oratorium - sanatorium. Patrząc z perspektywy czasu to miejsce miało być jedyną możliwością poczucia ludzkości dla dzieci ulicy. Możliwość spędzania popołudnia wśród okrzyków radości i beztroskiej atmosfery. Prawdziwa miłość wydawana w tym miejscu jak świeże bułki w piekarni. Dziś to Beata Ryszkowska czuje się jak dziecko ulicy. Tego miejsca potrzebuje bardziej niż przypuszczała. Wtulające się w jej brzuch buzie, wycierają zaflukane nosy w świeżo wypraną bluzkę. Lekcja plastyki z 7-letnimi dziewczynkami to nic innego, jak uklepany piasek na ziemi i patyk w dłoni. Zakłócić to wszystko mogą tylko męskie charaktery. Szkoda, że Beti nie może się rozdwoić. Spódnica na jej biodrach nie stoi na przeszkodzie zorganizowania piłkarskich rozgrywek. W podziurawionych tenisówkach fika jak Koziołek Matołek zmierzający do Pacanowa. 3 godziny w śmierdzącym od niemycia klimacie to plaster dla jej duszy. Pewnie myślisz, że ta dziewczyna ma ciężko. Nawet jej szkodujesz. Zaskoczę Cię - ona ciągle się uśmiecha. Ona da radę.

Pan Bóg to nie kiełbasa, żeby czuć go wtedy, gdy jest fajnie i  masz na to ochotę. Pan Bóg to Twoja beznadziejność misyjna, poczucie niepotrzebności, zazdrość innych ludzi, codzienna walka ludzkich wartości z chorymi tradycjami. To Twoje zaufanie do końca. Wsparcie od przyjaciół z Polski. Zwykły uśmiech.

Przecież Ona ma swoje Królestwo. 
Beti - wskakuj do pokeball'a!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz