niedziela, 10 marca 2013

Pauza


Jest Wielki Post. Moje codziennie spostrzeżenia? W mansowym kościele pojawia się liczniejsza rzesza wiernych. Droga Krzyżowa to ważny dla nich czas. Na markecie bez zmian, może kuraki trochę zdrożały ze względu na sezon. Ale to nie oznacza, że ludzie zaczęli pościć bo i tak są niedożywieni. Co słychać w Europie? Miastowe dyskoteki zapewne przyciszyły głośniki o kilka decybeli. Co dalej? Praktykowanie postanowień na ten czas pewnie obraca się w tematyce dietetyczno-wagowej albo zmniejszania alkoholowego voltu. No dobra - urodziny teścia się nie liczą. Co powie kobieta? Jestem za gruba - nie będę jeść słodyczy. Przyjemne z pożytecznym. 40 dni bez czekolady, 5 kilo spadnie jak nic. Co na to zbuntowana nastolatka z nadwagą? Nie będę jeść po godzinie 18 od poniedziałku do piątku. Dzieci w Afryce czasami nie jedzą kilka dni, umartwię się. To nic, że w weekend odrobię w pobliskim fast foodzie. I do tego jeszcze będę wchodzić na facebook'a tylko co drugim dzień. Wielki post to nadzieja na talię osy? Stop, stop, stop! Człowieku, szybko zmień myślenie.

Czym jest postanowienie? To praca nad tym, co sprawia mi największą trudność w drodze do Boga. Zatrzymajmy się razem na kilka minut...

Ja i Środek buszu. Ku wielkiemu zaskoczeniu niedawno usłyszałam słowa, z którymi obudziłam się dziś rano. "Bądź zimny albo gorący...skoro jesteś letni chcę wyrzucić Cie z moich ust..."

Czekając na Mszę, leże na samochodowej plandece. Liście palmy osłaniają mnie przed słońcem. Z wysokiej trawy słychać podglądające mnie dzieci. Pewnie myślą, że ruszanie najmniejszym palcem u stopy to moje jedyne zajęcie na ten czas. Jednak ja włączam myślenie i wyobraźnię. Nie zważając na ich rozmowy zamykam oczy...
"Dajcie trochę tej pustyni, a nie robicie ciągle busz". Przenoszę się myślami w nieznane...


Ogromna pustynia. Jestem tu sama. Zdezorientowana wstaję i idę. Po chwili czuję się, jakby ktoś ciągnął mnie za rękę, jak małe dziecko na zastrzyk. Jedyne co widzę, to jakieś ślady, które wyznaczają nieokreślony cel. Zaczynam biec. W ciemnościach zauważam małe światło. Po śladach nieznajomych stóp biegnę do tego miejsca coraz szybciej. Na miejscu zastaję oświetlone lustro. Szybka klatka stop. Obracam się dookoła własnej osi. Obok nieznajomych śladów nie widzę własnych. Co się dzieje? W lustrze widzę moją codzienność.
Resztką sił ze skruchą upadam na kolana. Już nie pytam, po co się tu znalazłam. Wiem, czyje to ślady. To Pan Bóg i mój czas.


Otwieram oczy. W świetle dnia robię rachunek sumienia. Co tak naprawdę trzeba postanowić...

Moja misja to skarb. Moje lustro, moja pustynia.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz